Ireneusz Bęc | COQUETTERIE | wernisaż wystawy
7 lutego 2025, godz. 18:00 - 21:00
Galeria Sztuki Współczesnej BWA SOKÓŁ
7 lutego 2025 o godz. 18.00 odbędzie się wernisaż wystawy malarstwa Ireneusza Bęca - Coquetterie.
Ireneusz Bęc – urodzony w 1959 roku. Absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem, gdzie obecnie jest nauczycielem rysunku i malarstwa. Studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie w pracowni prof. Jerzego Nowosielskiego. Doktor habilitowany nauk o sztukach pięknych. Autor około 30 wystaw indywidulanych i uczestnik 100 zbiorowych. Mieszka i tworzy w Krakowie i Kokuszce (gmina Piwniczna-Zdrój).
Anna Markowska "Obrazy na wietrze" - fragment
(...) Ireneusz Bęc maluje obrazy abstrakcyjne, które nazwać można post-medialnymi. Mimo, że jego punktem wyjścia były tradycyjna alchemia procedur sztalugowego obrazu olejnego na płótnie, to stopniowo zrywał z warsztatowymi pewnikami i zasadami. Jako pozostające w stanie „post-medium” określane są obrazy wielu malarzy już z pokolenia poprzedzającego Bęca [1]. Z czasem okazało się i w jego przypadku, że choć potrzebna jest do jego malarstwa tkanina, to nie tylko nie nabita na blejtram, ale także nie zagruntowana. Płótna nabite i zagruntowane muszą być wedle tradycji medium sztywne i tworzyć coś w rodzaju membrany, która pstryknięta palcami napotyka opór i wydaje charakterystyczny dźwięk. Jak pisał o tradycyjnych obrazach na naciągniętych płótnach brytyjski artysta Gareth Jones: „Uważam, że intencją jest, aby rozciągnięty elastyczny materiał zbliżyć do właściwości ściany”.[2] Jones wierzył, iż spoglądanie z różnych punktów widzenia na jego obrazy – wiszące w fałdach nie nierozpięte na krosnach – skłania do dłuższego patrzenia, a w rezultacie – do kontemplacji. Jak się wydaje, ten składnik dodatkowego czasu obserwacji jest też ważny dla Bęca. Bowiem także jego zaczęła frapować tkanina miękka, lejąca się, jakby niesforna, z fałdami i załamaniami. Obraz niepostrzeżenie stawał się kotarą, chorągwią, a w końcu – nie-wiadomo-czym. Gdy jednak artysta nawet nabijał płótno na blejtram to bywało, iż zamiast tradycyjnie wieszać go na ścianie kładł je na podłodze. Obraz zyskiwał wówczas materialność, stawał się trójwymiarowy i po prostu można było się o go potknąć. Gdy zaś zagruntowane płótno zwisało pogięte, rozpoczynał się proces pękania powłoki-impregnatu. Pojawiały się samoczynnie krakelury, które można było poszerzać i zmieniać ich bieg. Zamiast malowania artysta stosował wówczas technikę drapania, jak przy sgraffito. Wykruszanie gruntu raz zdawało się docieraniem do sedna, odrzucaniem tego co zbędne, innym razem – bezwzględnym obnażaniem. Tym razem obraz nie był już rzeźbą, potykaczem, kotarą, a płaskorzeźbą – lub może otwartą raną. Ten dziwny status obrazu wymagał czasu do refleksji, wymagał dłuższych przemyśleń. (...)
[1] Rosemary Hawker, “Idiom Post-medium: Richter Painting Photography”, Oxford Art Journal, Vol. 32, No. 2 (2009), 263-280, https://www.jstor.org/stable/25650860
[2] Gareth Jones, “Paintings on Unstretched Canvas”, Leonardo, Vol. 5, No. 4 (1972), 337, https://www.jstor.org/stable/1572590
Całość tekstu dostępna w katalogu wystawy.
[1] Rosemary Hawker, “Idiom Post-medium: Richter Painting Photography”, Oxford Art Journal, Vol. 32, No. 2 (2009), 263-280, https://www.jstor.org/stable/25650860
[2] Gareth Jones, “Paintings on Unstretched Canvas”, Leonardo, Vol. 5, No. 4 (1972), 337, https://www.jstor.org/stable/1572590
Całość tekstu dostępna w katalogu wystawy.