„To, co się zdarzyło, zdarza się dalej” MACIEJ LINTTNER
10 lutego - 10 kwietnia 2023
Galeria Sztuki Współczesnej BWA SOKÓŁ
Wernisaż:
10 lutego 2023, godz. 18:00
Dodatkowe informacje:
Godziny otwarcia ekspozycji:
poniedziałek: nieczynne
środa: 11:00 - 16:00
wtorek, czwartek, piątek: 11:00 - 18:00
sobota - niedziela i święta: 11:00 - 17:00
poniedziałek: nieczynne
środa: 11:00 - 16:00
wtorek, czwartek, piątek: 11:00 - 18:00
sobota - niedziela i święta: 11:00 - 17:00
Wystawa prac Macieja Linttnera, zatytułowana „To, co się zdarzyło, zdarza się dalej ”.
To, co się zdarzyło, zdarza się dalej. O sobie w trzeciej osobie (podobno jest to recepta na skuteczną kontrolę emocji)
To, co się zdarzyło, zdarza się dalej.
Myśl ta mówiąca w istocie o powtarzalności nie jest dla sztuki wygodna, choć ona jako wymiar niezależny powinna być dla powyższej koncepcji obojętna. Znacznie gorzej brzmi to dla tych, którzy niejednoznaczną tajemnicę artystycznych niuansów wykorzystują, strosząc przy tym swe kolorowe piórka. Oni raczej nie zwracają uwagi na podobne subtelności, sztucznie wskrzeszając wszelkie synonimy świeżości, mogące stanowić gwarancje sukcesu. Człowiek, od kiedy zszedł z drzewa i zaczął swą osobność okazywać w grupie, stał się wpływowy, tym samym okazując niezmiennie słabość swej własnej indywidualności. Tak doszliśmy do dzisiejszych czasów, wyposażając się w poglądy będące konglomeratem przeróżnych wpływów, zwanych okolicznościami. Myślimy, że są nasze – próżność człowiecza jest w stanie wypełnić oceany, gdyby tylko były próżne, a nie wypełnione słoną wodą.
Skoro jednak doszliśmy do dzisiejszych czasów, pamiętajmy, że one trwają tylko do jutra.
Myśl ta mówiąca w istocie o powtarzalności nie jest dla sztuki wygodna, choć ona jako wymiar niezależny powinna być dla powyższej koncepcji obojętna. Znacznie gorzej brzmi to dla tych, którzy niejednoznaczną tajemnicę artystycznych niuansów wykorzystują, strosząc przy tym swe kolorowe piórka. Oni raczej nie zwracają uwagi na podobne subtelności, sztucznie wskrzeszając wszelkie synonimy świeżości, mogące stanowić gwarancje sukcesu. Człowiek, od kiedy zszedł z drzewa i zaczął swą osobność okazywać w grupie, stał się wpływowy, tym samym okazując niezmiennie słabość swej własnej indywidualności. Tak doszliśmy do dzisiejszych czasów, wyposażając się w poglądy będące konglomeratem przeróżnych wpływów, zwanych okolicznościami. Myślimy, że są nasze – próżność człowiecza jest w stanie wypełnić oceany, gdyby tylko były próżne, a nie wypełnione słoną wodą.
Skoro jednak doszliśmy do dzisiejszych czasów, pamiętajmy, że one trwają tylko do jutra.
Wystawa pt. „To, co się zdarzyło, zdarza się dalej” składa się z prac wynikających ściśle ze zdarzeń, które teoretycznie minęły bezpowrotnie. Zestaw pełny jest minionych kadrów i komentarzy do równie nieistotnych, jak i zapomnianych chwil. Każda minuta spędzona w drodze ku obranym celom, kończącym się trumiennym pokrowcem skrojonym na miarę, staje się chcąc nie chcąc historią. W obrazach fragmenty minionych zdarzeń dryfują w strukturze równie abstrakcyjnej jak czas, który dla porządku i logicznej wygody oznaczony został kiedyś cyframi. Cyfry to porozumiewawcze znaki, ślady o rysunkowym rodowodzie mające w swych założycielskich intencjach pierwotny zapis. Owa notatka powołująca do życia układy kalendarzy, wykonana została w celach wyselekcjonowania czegoś istotnego z gąszczu zwykłych, natarczywych myśli. Poszukiwania dziejące się w ramach niniejszego projektu mają zmienny puls szkicownika, gdzie mieszają się chwile o zróżnicowanym temperamencie i równie nieskoordynowanej hierarchii ważności. Notatka w słownikowych pojęciach stanowi treść naniesioną pośpiesznie w celu zapamięta. Jest jakby wyrwaniem czegoś dla nas wyjątkowego z przestrzeni, w której funkcjonowała po to, aby mogła stać się podwaliną innej, nowej rzeczywistości. Podobnie można definiować intencje zawarte w tych pracach, jeśli przyjmiemy absurdalną tezę, iż ślady farby na płótnie można jakoś słowami opisać.
Przecież absurd to część naszej rzeczywistości czujący się coraz swobodniej dzięki wsparciu coraz to nowszych technologii, będąc nawet często siłą sprawczą wielu kompletnie niepotrzebnych idei. Wobec tej samej rzeczywistości, niezależnie od logiki w niej zawartej, autor projektu mówiącego o zdarzaniu staje się (co ciekawe) z wolna jak dobre wino – lecz on z czasem w odróżnieniu od niego nie robi się lepszy tylko z równie precyzyjną częstotliwością coraz bardziej niepewny. Ten rodzaj poczucia ogarnia go do tego stopnia, iż coraz częściej ma wątpliwości co do pewności wobec własnego istnienia. Także całe jego życiowe doświadczenie przekuwa się paradoksalnie w przekonanie, iż tkwi w stanie braku wszelakich, możliwych pewników. Powstaje zatem pytanie, czy jest to przejaw życiowej mądrości powodowany wnikliwą obserwacją codzienności, czy też skutek uboczny schorzenia powstały dzięki tej samej wartkiej serii zdarzeń. Prawdopodobnie ten system naczyń połączonych żyje w jakiejś niedającej się zdiagnozować symbiozie, bo przecież człowiek jako część natury, rozszyfrowany może być jedynie szczątkowo, na pobieżne potrzeby układów społecznych, w których tkwi. Jakby nie było, nie łatwo być tak przesyconym wątpliwościami pośród wielu takich co wiedzą wszystko.
Przecież absurd to część naszej rzeczywistości czujący się coraz swobodniej dzięki wsparciu coraz to nowszych technologii, będąc nawet często siłą sprawczą wielu kompletnie niepotrzebnych idei. Wobec tej samej rzeczywistości, niezależnie od logiki w niej zawartej, autor projektu mówiącego o zdarzaniu staje się (co ciekawe) z wolna jak dobre wino – lecz on z czasem w odróżnieniu od niego nie robi się lepszy tylko z równie precyzyjną częstotliwością coraz bardziej niepewny. Ten rodzaj poczucia ogarnia go do tego stopnia, iż coraz częściej ma wątpliwości co do pewności wobec własnego istnienia. Także całe jego życiowe doświadczenie przekuwa się paradoksalnie w przekonanie, iż tkwi w stanie braku wszelakich, możliwych pewników. Powstaje zatem pytanie, czy jest to przejaw życiowej mądrości powodowany wnikliwą obserwacją codzienności, czy też skutek uboczny schorzenia powstały dzięki tej samej wartkiej serii zdarzeń. Prawdopodobnie ten system naczyń połączonych żyje w jakiejś niedającej się zdiagnozować symbiozie, bo przecież człowiek jako część natury, rozszyfrowany może być jedynie szczątkowo, na pobieżne potrzeby układów społecznych, w których tkwi. Jakby nie było, nie łatwo być tak przesyconym wątpliwościami pośród wielu takich co wiedzą wszystko.
Zestaw omawianych prac wynika jednak z zakodowanych potrzeb i powstał na uboczu wspomnianej niepewności. Zanurzenie jej w nurtach melancholii dalece większych głębin sięga, niż konotacje z niepewnymi strumieniami płynnej codzienności. Dlatego prace te unikają czytelnych przekazów, chcąc być odbierane jedynie w wymiarze malarskim. Ów wymiar wydaje się osadzony w rejonach dalekich od wszelkich kuratorskich opisów. Prawdopodobnie bliżej im do obrazowania próbującego wizualizować wewnętrzną szeroką przestrzeń, umownie definiowaną jako sferę sacrum. Nawet, gdy jest zgoła inaczej, twórczość ta nie jest obojętna wobec zakamarków mrocznych ołtarzy, a szczególnie, wtedy gdy ten mrok z roku na rok staje się czernią. Podobno wszystko się ze sobą połączy, zanim rozpłynie się w świętej nicości. Być może czeluść ta będzie głęboką słoniową czernią z domieszką brązu. Ta barwa będąca wynikiem wszystkich innych napotkanych na swojej drodze, może stać się jakimś uniwersum i wypadkową zamierzchłych zdarzeń, które na nowo zdarzają się dalej. Wiele z obrazów tego zestawu zostało zmienionych i przemalowanych po latach. Stały się zatem kumulacją doświadczeń gromadzących się po drodze. Powrót do minionych wątków i próba ich uwspółcześnienia staje się również urzeczywistnieniem myśli zawartej w tytułowej powtarzalności.
Wystawa dzieli się formalnie na dwie części. Jedną z nich stanowią wielkoformatowe obrazy olejne, drugą kolażowy zestaw prac, w skład których wchodzą obrazy, obiekty, książka i film. Książka i film to zobrazowanie tej samej historii inspirowanej wydawnictwem powstałym w 1939 roku pt. „Florentische Malerei” z cyklu „Die Schonsten Bilder Der Welt”. Opowieść nosiła tytuł „Florencki kocioł” i ukazała się w książce pt. „Notatki z niewiedzy” w roku 2014. Obiekty są fragmentem „Szafy” prywatnej biblioteki mieszczącej autorskie książki. „Szafa” ma w założeniu stanowić spójny organizm łączący i przenikający ze sobą wszystkie wątki poszukiwań w dziedzinie książki artystycznej. Każdy z tych wątków ma również samodzielne ambicje, co w tym przypadku powinno mieć swoje potwierdzenie. Obrazy w tym zestawie to zwykle prace na deskach powstałe w okresie pandemii. Powtarzający się motyw astronauty stał się chwilowym synonimem izolacji. Termin chwili jest dość znaczącym punktem całości ulokowanej w istocie tytułowego „zdarzania się”, czyli w pewnym punkcie dalszej lub bliższej przeszłości.
Maciej Linttner
Maciej Linttner