Edyta Stajniak - grafika - wernisaż wystawy
15 listopada 2019, godz. 18:00 - 21:30
Galeria BWA SOKÓŁ
Zagięty papier, niedobicia, przetłoczenia, przesunięcia, odcisk palca na krawędzi odbitki, oberwany róg formatu, za dużo lub zbyt mało farby, ostrość lub nieostrość linii, papier zmęczony wielokrotnym tłoczeniem, kaszerowanie, przebicia, nadmiar, nieskończona ilość kombinacji i przemienności matryc to nieodłączny element ekspresji procesu twórczego – nie eliminuję go, choć przyjęto, że czystość odbitki świadczy o kunszcie i perfekcyjnym opanowaniu warsztatu. Przeczuwam, że ściera się tu sfera reguły i intuicji w podejściu do dziedziny grafiki warsztatowej. Niedoskonała odbitka i często najpierw właśnie niedoskonała matryca stwarzają pole do fascynującego, nieprzewidywalnego procesu twórczego. Pozwalają na osiągnięcia efektu który nieprzerwanie prowokuje do pytania o kolejny krok, kierunek podążania. Nadrukowania raz jeszcze. Inaczej.
Gdzie jest początek i koniec procesu twórczego w grafice, skoro matryca może podlegać wielokrotnym transformacjom, trawieniom, zatarciom? Ile przypadku dopuszcza grafika? Jakie narzędzia zakłada? Ile malarstwa w sobie mieści? Jakie nowe techniki druku artystycznego są jeszcze wciąż do odkrycia? Czy rzeczywiście istota grafiki leży w powtarzalności? Pierwszy jest szkic? Pierwszy jest chaos struktur i materii. Czucie, emocja, ślad, gest, ruch, gęstość, głębia czerni albo jej bladość (o ile w przypadku czerni można mówić o bladości), przypadkowa plama, linia, ostrość narzędzia, struktura powierzchni, gładkość, dotyk. Matryce powstają z tektur, papierów, lakierów, tkanin, różnych podłoży, tworzyw sztucznych, w końcu blachy rysowanej narzędziami chwyconymi spod ręki. Ważne w procesie odkrywania jest łączenie klasycznych i poszukiwanie własnych technik graficznych – poszukiwanie własnego śladu narzędzia i siły wyrazu. Powstają zwykle wklęsłodrukowe matryce, jedne są trwałe, inne wątłe i delikatne, nie są w stanie przetrwać docisku prasy do trzeciej odbitki. Przemienność wielokrotnego ich odbijania daje efekt odbitek unikatowych w niskim nakładzie. Praca nad matrycą jest dla mnie nośnikiem emocji, wyrazem ekspresji procesu twórczego i nade wszystko zwyczajnie eksperymentu z materią. Żłobienia, głębokie bruzdy linii, wypukłe, rozległe plamy stanowią rysunek matrycy, która traktowana jest niejednokrotnie dużym dociskiem prasy i poddawana jest wielokrotnym przetłoczeniom. Wszystko ulega zmianom, tematy, obszary, tony, kolorystyka, lecz potrzeba struktury, materii wyczuwalnej pod palcem pozostaje we mnie niezmienna, bezsprzeczna. Żadna z grafik nie jest odbitką wykonaną z jednej matrycy. Przemienność matryc stanowi ostateczną odbitkę graficzną. Rozgrywka pomiędzy redukcją, a nadmiarem wciąż jest przestrzenią do poszukiwania balansu, odnalezienia ostatecznego obrazu. Ostatecznego – tylko zatrzymanego w procesie.
W procesie pojawia się myśl, wkracza świat postrzegany poprzez intensywność emocji i to daje początek analizie, przeplatając się z intuicyjnym traktowaniem matryc i odbitek próbnych. Napotyka się po drodze coś, co determinuje kierunek wolnego, nieskrępowanego eksperymentu materii. Ot, myśl, zdanie, osoba, relacja, literatura, zdarzenie, coś, co intuicyjnie pozostaje i pozostanie poza czasem, ważne. „Wszystko co istotne w sztuce, dzieje się miedzy ludźmi” – tak w akcie twórczym istotnym jest więc moment zdarzenia stanowiący umowny punkt zwrotny – „w myśleniu” i „w czuciu”; obserwacja świata, analiza kroków. Długotrwałość i intensywność w procesie nierzadko wpędza w długie, bezpieczne albo niebezpieczne eksplorowanie jednego wątku. Bywa to fascynujące i nieznośne jednocześnie. Niewątpliwie plecy, tors, postać ludzka... stała się tematem wielu grafik, motyw człowieka siedzącego bokiem, siedzącego tyłem, odwróconego tyłem, znajdującego się tuż przed końcem, albo tuż „przed początkiem”. Motyw ciała i umysłu, logiki i intuicji otwiera na formalne zderzenia kontrastów i poszukiwania kontekstów.
Temat dualizmu wnętrza i zewnętrza stał się dominujący na długo. Wciąż inspiruje, otwiera na synergię odrębnych dziedzin sztuki; zawsze towarzyszy mu literatura o silnym ładunku emocji, która prowokuje do nowych ujęć i poszukiwania przeciwwagi do dotychczasowego nadmiaru na rzecz zaniku, bezruchu ku „zaledwie”, ku „blado, szaro, prawie biało”...
Edyta Stajniak
Gdzie jest początek i koniec procesu twórczego w grafice, skoro matryca może podlegać wielokrotnym transformacjom, trawieniom, zatarciom? Ile przypadku dopuszcza grafika? Jakie narzędzia zakłada? Ile malarstwa w sobie mieści? Jakie nowe techniki druku artystycznego są jeszcze wciąż do odkrycia? Czy rzeczywiście istota grafiki leży w powtarzalności? Pierwszy jest szkic? Pierwszy jest chaos struktur i materii. Czucie, emocja, ślad, gest, ruch, gęstość, głębia czerni albo jej bladość (o ile w przypadku czerni można mówić o bladości), przypadkowa plama, linia, ostrość narzędzia, struktura powierzchni, gładkość, dotyk. Matryce powstają z tektur, papierów, lakierów, tkanin, różnych podłoży, tworzyw sztucznych, w końcu blachy rysowanej narzędziami chwyconymi spod ręki. Ważne w procesie odkrywania jest łączenie klasycznych i poszukiwanie własnych technik graficznych – poszukiwanie własnego śladu narzędzia i siły wyrazu. Powstają zwykle wklęsłodrukowe matryce, jedne są trwałe, inne wątłe i delikatne, nie są w stanie przetrwać docisku prasy do trzeciej odbitki. Przemienność wielokrotnego ich odbijania daje efekt odbitek unikatowych w niskim nakładzie. Praca nad matrycą jest dla mnie nośnikiem emocji, wyrazem ekspresji procesu twórczego i nade wszystko zwyczajnie eksperymentu z materią. Żłobienia, głębokie bruzdy linii, wypukłe, rozległe plamy stanowią rysunek matrycy, która traktowana jest niejednokrotnie dużym dociskiem prasy i poddawana jest wielokrotnym przetłoczeniom. Wszystko ulega zmianom, tematy, obszary, tony, kolorystyka, lecz potrzeba struktury, materii wyczuwalnej pod palcem pozostaje we mnie niezmienna, bezsprzeczna. Żadna z grafik nie jest odbitką wykonaną z jednej matrycy. Przemienność matryc stanowi ostateczną odbitkę graficzną. Rozgrywka pomiędzy redukcją, a nadmiarem wciąż jest przestrzenią do poszukiwania balansu, odnalezienia ostatecznego obrazu. Ostatecznego – tylko zatrzymanego w procesie.
W procesie pojawia się myśl, wkracza świat postrzegany poprzez intensywność emocji i to daje początek analizie, przeplatając się z intuicyjnym traktowaniem matryc i odbitek próbnych. Napotyka się po drodze coś, co determinuje kierunek wolnego, nieskrępowanego eksperymentu materii. Ot, myśl, zdanie, osoba, relacja, literatura, zdarzenie, coś, co intuicyjnie pozostaje i pozostanie poza czasem, ważne. „Wszystko co istotne w sztuce, dzieje się miedzy ludźmi” – tak w akcie twórczym istotnym jest więc moment zdarzenia stanowiący umowny punkt zwrotny – „w myśleniu” i „w czuciu”; obserwacja świata, analiza kroków. Długotrwałość i intensywność w procesie nierzadko wpędza w długie, bezpieczne albo niebezpieczne eksplorowanie jednego wątku. Bywa to fascynujące i nieznośne jednocześnie. Niewątpliwie plecy, tors, postać ludzka... stała się tematem wielu grafik, motyw człowieka siedzącego bokiem, siedzącego tyłem, odwróconego tyłem, znajdującego się tuż przed końcem, albo tuż „przed początkiem”. Motyw ciała i umysłu, logiki i intuicji otwiera na formalne zderzenia kontrastów i poszukiwania kontekstów.
Temat dualizmu wnętrza i zewnętrza stał się dominujący na długo. Wciąż inspiruje, otwiera na synergię odrębnych dziedzin sztuki; zawsze towarzyszy mu literatura o silnym ładunku emocji, która prowokuje do nowych ujęć i poszukiwania przeciwwagi do dotychczasowego nadmiaru na rzecz zaniku, bezruchu ku „zaledwie”, ku „blado, szaro, prawie biało”...
Edyta Stajniak